czwartek, 31 października 2013

Co dalej...

Co dalej…
Przede wszystkim ciągła praca nad drzewem genealogicznym, która przynosiła nadspodziewane efekty i przy tym niezłą zabawę. Po za tym dużo książek, polecam rewelacyjny wynalazek jakim jest wyszukiwarka Federacji Bibliotek Cyfrowych: http://fbc.pionier.net.pl
Naprawdę warto, masa przeróżnych tematycznie książek, między innymi z XIX wieku. Czytałam takie pozycje, których nigdy wcześniej nie wzięłabym do ręki np.: „ Górnictwo i Hutnictwo w Królestwie Polskiem 1815-1830”. A ponieważ otrzymałam wcześniej wiadomość, że Wojteczki mogły być terenem górniczym, musiałam czytać i to. Wprawdzie żadnych informacji o interesującej mnie wiosce nie uzyskałam, za to książka okazała się być całkiem ciekawa.

Pan Dariusz Kalina z Regionalnego Ośrodka Badań i Dokumentacji Zabytków w Kielcach, wspaniały historyk i regionalista dał mi wskazówkę, że śladów Wojteczek mogę szukać w publikacji: „Szkło w Polsce od XIV do XVII w.” Andrzeja Wyrobisza
Nic mi nie pozostało tylko brać się za czytanie.
No to czytałam…
Czytałam…i znalazłam informacje zaczerpnięte z Matryki Koronnej dotyczyły miedzy innymi huty szkła założonej w 1616 roku przez Jana Hutnika syna Adama Woyteczka!!! 
Mimo, że nigdzie nie jest użyta nazwa miejscowości to szczegółowy opis miejsca nie pozostawia wątpliwości, że chodzi o moje Wojteczki. 
Ale żeby nie było, że mam urojenia i sobie to wmawiam, napisałam do nieocenionego Pana Piotra B. A on oczywiście potwierdził moje przypuszczenia.
Ale kim był Adam Woyteczek???
…kolejna niewyjaśniona zagadka…

Pan Dariusz przy okazji zaprosił mnie na sesję popularnonaukową „Mała ojczyzna-wielka historia”, która miała się odbyć 22.09.2013 roku w Ociesękach. Czyli kolejna możliwość uzyskania ciekawych informacji!

15.05.2013 roku otrzymałam zaproszenie od Tadeusza Blicharza na wspólny spacer do Wojteczek (w których przecież jeszcze nigdy nie byłam) i na spotkanie z Panią Stasią Fortuńską Jaroń, która była naocznym świadkiem mordu w Wojteczkach oraz Panem Piotrem Bochnackim! (jaki ten świat mały!). Traf chciał, że akurat w tym czasie delektowałam się widokami naszych pięknych, polskich Tatr i niestety nie mogłam wziąć udziału w wyprawie.
Dla pocieszenia Pan Tadeusz napisał mi sprawozdanie z tej niezwykłej wycieczki:

Dzień dobry
Za nami urocze popołudnie spędzone w miłym towarzystwie na Wojteczkowych ścieżkach. Pani Stanisława mimo swych lat wcale nie jest staruszką. Jest uroczą, elokwentną i bardzo sprawną fizycznie osobą. Na miejsce podjechaliśmy samochodami, a potem ok. 0,5 km przeszliśmy pieszo. pani Stanisława  przez całą drogę opowiadała swoją historię - bez zmęczenia i prawie bez przystanku. Przy pomocy pana Jana Haby zlokalizowaliśmy miejsca wiejskich zagród, a pod krzyżem odmówiliśmy krótką modlitwę za zamordowanych mieszkańców. Pod krzyżem zrobiliśmy też pamiątkowe zdjęcie grupowe.
Na nim od lewej stoją:
Maria Haba, jej córka, Ewa i Tadeusz Blicharz, Jolanta Czerwiec, Andrzej Haba, pani Stanisława, pan Bochnacki i pan Jan Haba.
Wspólnie postanowiliśmy zrobić wszystko, by powstała tam pamiątkowa tablica. Miejsce to jest często odwiedzane przez turystów, bo leży na niebieskim szlaku.
pozdrawiamy
Tadeusz i Ewa Blicharz

Zdjęcie o którym pisał Pan Tadeusz

Przyszedł czerwiec, piękna pogoda, najwyższa pora wybrać się do tych Wojteczek. 
Była to piękna niedziela 9.06.2013. Piękna i słoneczna, ale po południowej stronie wieży telewizyjnej na Świętym Krzyżu, bo po stronie północnej na tle granatowego nieba pioruny pokazywały co potrafią. Swoją drogą ciekawe zjawisko. 
Mój mężuś spoglądał na niebo, ale nic nie mówił, bo doskonale wiedział, że żadna siła mnie nie powstrzyma. I miał rację… ale nie do końca…o tym za chwilę. W Łagowie już było ślicznie, później droga na Sędek, nie obyło się bez błądzenia, ale daliśmy radę. Zajechaliśmy pod krzyż w Orłowinach i tam też postanowiliśmy zostawić samochód. Cudna to miejscowość. Jej dawni mieszkańcy mieszkają teraz w nowych Orłowinach w gminie Wojciechowice. Ale nie zapomnieli… Oni i ich potomkowie co roku, we wrześniu tu, pod krzyżem spotykają się na wspólnej mszy świętej. Historię Orłowin opisał wspominany w poprzednim poście Pan Andrzej Nowak w swojej reporterskiej książce: „Orłowińska ballada”. Wspaniała opowieść…polecam!

Tablica pod krzyżem w Orłowinach

Ale wracając do wycieczki. Z Orłowin, skręciliśmy w drogę leśną, na Widełki ( tak pokazywał drogowskaz). Drogę zdobiły kolorowe motyle, aż strach było żeby któregoś nie nadepnąć. Uszliśmy już ładny kawałek, gdy wreszcie dotarliśmy do miejsca gdzie mój telefoniczny GPS pokazał – Wojteczki! 
To by się zgadzało, ponieważ na drzewach przy drodze skręcającej w lewo widoczne były niebieskie znaki szlaku. Ucieszyłam się jak dziecko, że dobrze idziemy, ale tylko przez chwilę. Okazało się, że Wojteczki przywitały nas koszmarnym błotem, rozjeżdżonym przez samochody terenowe. Moje nieskazitelnie białe buty sportowe na pewno nie nadawały się do brodzenia w tym błoćku…nie wiem czy kalosze dałyby radę. W każdym razie trzeba było szukać innej drogi, ale na nic, skończyło się tym, że moje cudne buty zatonęły po same końce sznurówek w przepięknej, nieźle nasączonej wodą polanie. Trzeba było skapitulować. Nie będę się wyrażać, więc powiem tylko, że byłam wściekła, rozczarowana i takie tam…
Wróciliśmy do samochodu i w ciszy dojechaliśmy do domu…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarz